niedziela, 25 marca 2012

Zofia Nałkowska "GRANICA" opracowanie


Zofia Nałkowska (1884-1954) była jedną z najwybitniejszych pisarek dwudziestolecia międzywojennego. Nie na tym jednak kończy się jej rola w historii literatury.

Jak napisał krytyk: jej salon i sypialnia były istotnymi miejscami koncentracji środowiska literackiego. Do niezaprzeczalnych zasług Nałkowskiej wobec rodzimej kultury należy chociażby wypromowanie nikomu nieznanego nauczyciela z Galicji, Brunona Schulza, którego uważa się dziś za jednego z najważniejszych i najbardziej nowatorskich twórców XX wieku. Nałkowska jest autorką powieści, opowiadań, dramatów,- pisała również dzienniki. Jej bogata twórczość zawiera się w kilku okresach literackich i wraz z nimi podlega głębokim przemianom, zawsze zachowując własny styl. Najbardziej znaną jej powieścią jest wydana w 1935 roku Granica.

W opracowaniu

 Historia pewnego studenta

 Opowieść o ludziach przeklętych

 W niewoli schematu

 Kwestia granic    

 Historia pewnego studenta

Treść utworu sprowadzić można do obyczajowego romansu. Głównym bohaterem jest Zenon Ziembiewicz, syn zubożałego szlachcica, opuszczający dom, aby pobierać nauki w mieście. Poznaje tam właścicielkę kamienicy, wdowę Cecylię Kolichowską, która wychowuje swą bratanicę, Elżbietę Biecką. Owa panna, istota złośliwa i arogancka, stała się pierwszą miłością Zenona, niestety nieodwzajemnioną. Przychylna okazała się natomiast Justyna Bogutówna, córka kucharki Ziemkiewiczów. Pomiędzy powrotem Zenona z Paryża do rodzinnego domu a ponownym wyjazdem na naukę dziewczyna została kochanką studenta.

 Wróciwszy do miasta Zenon ponownie zaczął spędzać czas na odwiedzinach u pani Kolichowskięj i Elżbiety. Wreszcie poprosił dawną ukochaną o rękę. Tym razem się udało. Tymczasem Justyna zjawiła się w mieście z ciężko chorą matką, która zmarła, nie doczekawszy operacji. Zrozpaczona dziewczyna zatrzymała się u kuzynki. Traf chciał, że owa kuzynka zajmowała jedną z nor mieszkalnych w piwnicach kamienicy wdowy Kolichowskiej. Powróciwszy z Paryża Zenon natknął się na Justynę. Zaprosił ją do hotelowego pokoju. Opowiedziała mu o śmierci matki, swej fatalnej sytuacji finansowej i marnej pracy u jednej chorej pani. Umówili się, że zaległe pieniądze za pracę nieboszczki wypłaci zamiast rodziców sam Zenon. Justyna przytuliła się do lubego, szepcząc mu czułości. Wystarczyło pociągnąć ją głębiej na to łóżko hotelowe, duże i płaskie, wygniecione przez wszelką cudzą, nieważną, przelotną miłość – I Zenon nie oparł się pokusie. 

 Podczas następnego spotkania planował definitywnie skończyć romans z Bogutówną, zamiast tego jednak znów powędrowali razem do łóżka. Resztę czasu poświęcał Zenon Elżbiecie. I tak rzecz cała ułożyła się ściśle według wiadomego schematu: dziewczyna wiejska i panna z mieszczańskiej kamienicy, narzeczona i kochanka, miłość idealna i zmysły. Kiedy Ziembiewicz postanowił ostatecznie zamknąć sprawę Justyny, ta obwieściła mu, że jest w ciąży. Wcisnął jej wtedy pieniądze, mówiąc - Ja nie chcę ci nic radzić, ale sama musisz zrozumieć... Trzeba mieć trochę rozsądku.... Następnie zwierzył się narzeczonej. Usłyszawszy o ciąży Justyny, Elżbieta początkowo chciała odejść, ale jakoś się w końcu pogodzili. Tymczasem Justyna odeszła z pracy (z której zresztą nie była zadowolona) i przeniosła się do swej kuzynki Jasi Gołąbskiej, do zatłoczonej piwnicy domu wdowy Kolichowskiej. Elżbieta rozmawiała z nią o Zenonie i powiedziała: On jest wolny. Ja za niego nie wyjdę. To dziecko musi żyć. Sytuacja zapętliła się jeszcze bardziej. Rozwścieczony Zenon obarczył całą winą kochankę i zasypał ją wyrzutami (Po coś do niej chodziła? Jak śmiałaś?). Wkrótce potem dowiedział się, że Elżbieta wyjechała; w liście napisała mu, że był wobec niej nieszczery, a Justyna ma do niego niezaprzeczalne prawo. Zaręczyny zostały zerwane. 

 Przez dwa miesiące Elżbieta bawiła z matką w Warszawie, wieści od Ziembiewicza tymczasem nie było. Pewnego dnia zobaczyła stojącego w bramie Zenona. Chociaż wcześniej myślała, aby wyjechać z kraju i zerwać całkowicie z przeszłością, teraz poczuła się szczęśliwa, a kiedy jeszcze narzeczony wziął ją w ramiona w pokoju małego, mrocznego hoteliku myślała, że musiała być szalona wyjeżdżając wówczas, pisząc ten list. Po kilku dniach na jej palcu ponownie znalazł się zaręczynowy pierścionek. 

 Elżbiecie i Zenonowi urodził się syn - Walerian. Justyna natomiast porzuciła pracę w sklepie i domagała się od Zenona, aby załatwił jej posadę w cukierni. Udało się to znów dzięki Elżbiecie. Spokój nie trwał jednak długo. Bogutówna ponownie wyrwała Ziembiewicza z ceremoniału męskich obrzędów (polowania i przyjęcia), zasypując go dziwnymi, rozpaczliwymi listami. Rzuciła pracę w cukierni, czuła się opuszczona i niepotrzebna. Zenon wysłał ją do lekarza, który jednak nie stwierdził zaburzeń psychicznych. Lecz dziewczyna wkrótce potem próbowała się otruć. Wróciły dręczące sny o matce i dziecku, a rozmowa z Zenonem zakończyła się jego kategorycznym stwierdzeniem: Zrobiłaś wtedy, co sama chciałaś. Wreszcie zdesperowana Justyna oblała niegdysiejszemu kochankowi twarz żrącym płynem i próbowała wyskoczyć przez okno, ale została schwytana. Tydzień później Zenon Ziembiewicz strzelił sobie w usta, kiedy było wiadomo, że nigdy nie odzyska wzroku, Elżbieta wyjechała do matki za granicę, powierzywszy Waleriana opiece babki Ziembiewiczowej.   

Opowieść o ludziach przeklętych

To, że poświęciliśmy sporo miejsca dość szczegółowemu opisowi wydarzeń składających się na treść Granicy, nie zmienia faktu, że, jak wspomniano, bardziej niż sama fabuła liczy się specyficzny sposób jej przedstawienia. Dopiero kompozycja i styl nadają elementom treści istotny sens.

 Dlaczego Nałkowska rozpoczyna powieść od końca? Przecież w ten sposób pozbawia właściwie utwór intrygi, która zwykle ma za zadanie wciągać czytelników. Tymczasem tu od początku wiadomo, że siłą napędową dzieła będzie ukazanie samych wypadków, ale jak i dlaczego do nich doszło. Aby to zobrazować, autorka rozbija klasyczny, linearny porządek chronologiczny i kreśli obraz zdarzeń z całkowitą swobodą wobec ich czasowego następstwa, to wybiegając naprzód, to znów cofając się. Troje głównych bohaterów - Justynę, Zenona i Elżbietę - rzuca na obszerne tło osób drugo- i trzecioplanowych. Wszystkie postacie ujęte są nie tyle jako przedstawiciele klasy społecznej, ale raczej jako nosiciele pewnego brzemienia losu. Innymi słowy, widzimy ich od strony spraw wewnętrznych, indywidualnych, a nie socjalnych. Każda postać uwikłana została w jakąś życiową komplikację, w jakiś sposób przeklęta i skazana na nieszczęście. Zapętlenie w życiu Justyny, Zenona i Elżbiety jest nierozwiązywalne, po grecku tragiczne i przejmujące, a jednocześnie banalne i codzienne, jakby wyjęte z brukowej gazetki.
 Wszyscy w jakiś sposób cierpią. Każda postać jest nosicielem pewnego problemu. Stosunek człowieka do własnego losu jest zestawiony z postawą innych ludzi, a z tego zestawienia wynika prawda o człowieku. W tej powieści losy wszystkich osób splatają się i przenikają - każdy z każdym jest jakoś połączony: pokrewieństwem, wspomnieniami, miłością, nienawiścią czy choćby miejscem zamieszkania (Elżbieta myśli o ludziach pod podłogą, którzy wegetują w nieludzkich warunkach i wymierają jeden za drugim) itp.
 Charakterystyczne jest w Granicy ujęcie czasu. Jak pisał krytyk: Nie jest to czas epicki, który wypełnia się po brzegi sensem zaszłych wydarzeń: który nie tyle posuwa się, ile - pełza przeraźliwie wolno, bezcelowo i nieuchronnie. Panuje ciężka, ponura atmosfera, w powietrzu wisi nieodwracalna katastrofa.   
W niewoli schematu
Na przykładzie głównych postaci powieści widzimy, że życie ludzkie to rodzaj powolnego zapadania w swój schemat, który jest niczym klątwa, rzucona w niewiadomy sposób i przekazywana z pokolenia na pokolenie. Zauważyć to można zwłaszcza w postaciach Zenona i Elżbiety. Widziany z zewnątrz Ziembiewicz nie jest nikim nadzwyczajnym: ot, pospolity karierowicz, który porzuca młodzieńcze ideały, aby się wybić, a do tego przydarza mu się historia jak tysiącu innym - uwodzi ubogą dziewczynę, którą zostawia potem własnemu losowi. Tłumaczy sobie przy tym wszystko na swoją korzyść: że chciał dobrze ale nie wyszło, czemu winien jest bynajmniej nie on sam, ale niepomyślny zbieg okoliczności, fatalny a niezależny odeń bieg spraw czy nieubłagany los itd.
 Stopniowo jednak Zenon uświadamia sobie, że zmarnował życie niewinnej dziewczynie i niczego poza tym nie dokonał. Zrobiwszy wątpliwej jakości karierę, zrezygnował ze wzniosłych marzeń i planów młodości. Klęska polityczna niefortunnego prezydenta miasta (wprawdzie próbował budować domy dla biedoty, ale jednocześnie krwawo zdławiono robotnicze demonstracje) zbiega się w czasie z osobistą, życiową katastrofą, kiedy przekreślone i odrzucone zostają wzniosie plany naprawy ludzkich krzywd, a dziwaczny, spojony miłością, nienawiścią i wyrzutami sumienia trójkąt Zenon-Justyna-Elżbieta rozpada się w burzliwy sposób.  
Filozofia determinizmu
 Program filozoficzny Granicy można określić mianem determinizmu, poglądu głoszącego, że każde zdarzenie czy zjawisko jest w sposób konieczny i jednoznaczny spowodowane przez ogół warunków, jakim podlega i w jakich zachodzi; innymi słowy, określone przyczyny wywołują określony, niezmienny skutek. W powieści Nałkowskiej mamy do czynienia z trzema rodzajami determinizmu. Są to: determinizm społeczny (przynależność do określonej klasy społecznej skazuje ludzi na takie a nie inne życie), determinizm psychologiczny (charakter człowieka sprawia, że postępuje on zawsze w dany sposób) oraz determinizm biologiczny czy też "genetyczny" (zespół cech nabytych w procesie dziedziczenia wpływa zasadniczo na losy jednostki). Zycie bohaterów podlega presji wszystkich wymienionych typów jednocześnie.
 Tragiczna ironia losu sprawia, że życie Zenona stało się, mimo jego gorących starań (Zenon pragnął rzeczy bardzo prostej: żyć uczciwie), jakby odbiciem życia jego ojca, którego Ziembiewicz zawsze miał w pogardzie (obibok zdradzający żonę). Autorka chciała w ten sposób uprzytomnić, że od losu odziedziczonego po przodkach nie można się uchronić, a już na pewno nie poprzez niedopuszczenie do siebie oceny z zewnątrz. Wynajdując Wynajdując wciąż nowe usprawiedliwienia swych czynów, Zenon szedł w istocie na coraz dalej idący kompromis ze schematem, który początkowo tak stanowczo odrzucał. 
 Podobnie jest z Elżbietą, której życiowe rozczarowania powtarzają niejako przypadki marnego żywota jej ciotki, Cecylii Kolichowskiej. Elżbieta ze wszelkich sił pragnęła nie ulec losowi dwukrotnie zamężnej (zawsze nieszczęśliwie) wdowy, której samotna, gorzka starość skończyła się długotrwałą chorobą i pustą śmiercią. Marzyła o szczęściu w gronie bliskich, tymczasem została wdową.
 Co ciekawe, podział na ludzi wewnętrznie spójnych oraz rozdartych pomiędzy własne marzenia a grzęźniecie w schemat pokrywa się z przedziałem klasowym - życie rozpada się i rozłazi Zenonowi oraz Elżbiecie w inny sposób niż Justynie Bogutównie czy na przykład jej kuzynce, Jasi Gołąbskiej. Głównym kryterium podziału staje się stopień wewnętrznego fałszu, niespójności między samooceną jednostki, a obiektywną wymową jej postępków. 
 Zdaniem Nałkowskiej każdy człowiek może być ujmowany na dwa sposoby: od wewnątrz i od zewnątrz. W ujęciu pierwszym bierzemy pod uwagę to, co dana jednostka o sobie myśli, jaki sens nadaje swemu życiu i jak uzasadnia swoje poczynania. W ujęciu drugim zajmują nas wyłącznie surowe fakty, za które człowiek ponosi odpowiedzialność wobec otoczenia. Pierwszy punkt widzenia, zdaniem Nałkowskiej, jest bez wartości. Indywidualny człowiek tworzy bowiem szereg fikcji, które są ulotne, a zmienia je każda sytuacja życiowa. Jedyna prawda o człowieku tkwi w nagich faktach i ich stosunku do społecznych norm. Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim jak miejsce, w którym się jest - twierdzi Zenon, który z czasem uświadamia sobie tragizm swego trywialnego losu, staje się to jednak zbyt późno, aby można było myśleć o jakiejkolwiek zmianie. Otaczający nas ludzie współtworzą niejako naszą osobowość poprzez element oceny, jakiej podlegają wszelkie nasze działania. Krzewili się wewnątrz niego jak kolonie mikrobów, żyli nim - napisała Nałkowska o ludziach zadomowionych w pamięci i życiu codziennym Zenona Ziembiewicza.   
 Kwestia granic
 Interpretacja tytułu powieści nie jest jednoznaczna. Po pierwsze, w Granicy w znajdujemy wątki znane z wcześniejszych utworów Nałkowskiej - splecione motywy miłości, winy i śmierci, ukazane w sposób pozornie banalny, w ujęciu jak z taniego romansu. W tej powieści zostały one doprowadzone w znakomity sposób dopełnione. Za ich pomocą autorka odpowiedziała najlepiej, jak umiała, na arcytrudne pytanie - Gdzie tkwi prawda o człowieku? W tym sensie utwór ten stał się swego rodzaju cezurą (czyli granicą) w obrębie twórczości pisarki.
 Musi coś przecież istnieć. Jakaś granica, za którą nie wolno przejść, za którą przestaje się być sobą - mówi Elżbieta. W tej wypowiedzi ukryty jest klucz do właściwego rozumienia tytułu powieści. Kto wie, czy nie należałoby wykładać sobie tego sensu w taki sposób: nie ma ucieczki od własnego losu, od odziedziczonego piętna. Jądrem ludzkiej osobowości są wobec tego cechy i skłonności, jak rzeklibyśmy dziś, tkwiące w genach i nabyte w najwcześniejszym dzieciństwie, spędzonym w rodzinnym domu. Z drugiej strony może chodzić o granice kompromisu, które Zenon nieustannie przekraczał w swej drodze karierowicza i oportunisty. Nie sposób nie wspomnieć też o trzecim znaczeniu tytułu. Jak zaznaczyliśmy powyżej, w Granicy wyraźnie podzielono postacie na ludzi prostych, z ich życiem pełnym udręk i nieszczęść, ale jednak wewnętrznie spójnym, oraz na obłudną warstwę wyższą. Namacalną granicą pomiędzy tymi warstwami, klasami społecznymi czy nawet światami jest w powieści podłoga mieszkania wdowy Kolichowskiej, spod której dochodzą (do czasu) stłumione odgłosy życia plebsu. Tego samego rodzaju granica istnieje pomiędzy społecznym statusem Justyny i Zenona i jest to przepaść, która uniemożliwia im wspólne życie, niszcząc tym samym oboje.
 Czwartym rozwiązaniem zagadki, jaką stanowi tytuł dzieła, jest granica pomiędzy człowiekiem i społeczeństwem, granica, przez którą nie da się przekazać drugiej osobie własnej interpretacji faktów, granica pomiędzy obiektywnością a subiektywnością wydarzeń - między tym, jak postrzegamy siebie, a jak widzą nas inni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz